Deltec Precision Audio – później przemianowana na DPA Ltd – to znana niegdyś brytyjska manufaktura audio była założona przez Adriana Walkera i Roberta Watts’a, którzy obaj studiowali na Uniwersytecie w Cardiff. Niestety pod koniec 1999 roku firma zaczęła się zwijać i zniknęła potem z rynku. Rob Watts wypłynął następnie w Chord Electronics, tworząc jedne z najlepszych przetworników i budując sukces firmy Chord do dziś.
Najpierw przedstawię galerię zdjęć związanych z tymi kultowymi przetwornikami
założyciele dpa Robert Watts
Adrian Walker
Transport z mechaniką Philips CMD12.1 Deltran clock link dla przetworników dpa, referencyjny przetwornik cyfrowo analogowy DPA SX512
wyjścia toslink i coaxial SPDIForaz przetwornik DX32, który kiedyś miałem
płyta głowna DPA SX512
sekcja przetworników DPA SX512
przetwornik DPA PDM1024
konwersji w PDM1024
schamat
Trudno byłoby w tej chwili napisać recenzję tamtych urządzeń, gdyż minęło wiele lat, a informacje na temat pierwszego bytu dba są bardzo skromne. Prawie nic nie ma na ich temat i temat tamtych produktów, ale pamiętam ponad 10lat temu rewelacyjne brzmienie przetwornika SX128, który był oferowany i pokazywany w Polsce, prawdziwy gramofon analogowy i delikatne eteryczne brzmienie. Także tańsze produkty cyfrowe jak DX32, który kiedyś miałem, brzmiały super, cechowały je delikatne i detaliczne brzmienie, dużo powietrza oraz głębi w prezentowanym przekazie muzycznym. W końcu lat 90 nie było mnie stać na SX128, a jak zdążyłem się dorobić, to firma dpa została zlikwidowana a jej produkty zniknęły.
Zachował się natomiast test przetwornika SX128, który przeprowadził u schyłku istnienia marki dpa magazyn HIFIiMuzyka w 1999 roku. Dotarłem do tego testu, który wyczerpuje bardzo dokładnie zagadnienie przetworników dpa, a model SX128 konstrukcyjnie jest zbliżony do szczytowych produktów ten twentyfour.
Postanowiłem zacytować cały ten tekst recenzji w oryginalnym kształcie, bez żadnych ingerencji. Jest to bardzo pouczający materiał i nigdzie w necie go nie ma. Jest to jedyny opis produktu na mojej stronie, który w całości nie pochodzi ode mnie i nie został przeze mnie opracowany. Ale myślę że warto go zacytować, tym bardziej że nigdzie w necie tego nie ma, a produkty dpa zostały zapomniane, chyba w nowym wcieleniu nie są jeszcze w Polsce sprzedawane.
dpaSX128Reference/ Enlightement Drive/Analogue PSU
pełen test i artykuł
Jacka Kłosa HIFIiMuzyka – kwiecień 1999
W 1983 roku Walijczyk, Robert Watts założył matą firmę, którą nazwał Deltec, Będąc sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem, mógł produkować, co mu się 'żywnie podobało. Zaczął nietypowo od kabli izolowanych goretexem. Są one dostępne do dzisiaj jako Black Slink (sygnałowy) i Black Sixteen (głośnikowy), ale stanowią już tylko uzupełnienie katalogu. Natomiast perła w koronie to, uznawane przez wielu za wytwór umysłu geniusza, przetworniki cyfrowo-analogowe.
Cyfrowa trójca
Na początku swej działalności Deltec korzystał z podzespołów Philipsa, ale ten stan rzeczy nie trwał zbyt długo. Niezadowolony z jakości powszechnie dostępnych podzespołów Robert Watts postanowił rozpocząć pracę nad własnymi opracowaniami. Pierwszym owocem jego wysiłków był układ oznaczony kryptonimem DX, który w swej najbardziej bez kompromisowej formie stał się sercem PDM Ten Twenty Four – przetwornika cyfrowo-analogowego, uznanego przez najbardziej prestiżowe gremia audiofilskie za prawdziwą rewelację. Niestety, niedługo potem okazało się, ze z samych pochwał nie sposób finansować działalności firmy, a w szczególności kosztów nowych badań, niezbędnych do doskonalenia technologii. Dlatego też w 1997 roku Deltec przeszedł reorganizację i pod nazwą dpa (w niektórych publikacjach można spotkać jego rozwinięcie – Deltec Precision Audio) powrócił na rynek cyfrowych urządzeń najwyższej klasy. Miejmy nadzieję, ze się na nim utrzyma, a niemiecka agencja prasowa – Deutsche Presse Agentur, nie wytoczy Wattsowi procesu o plagiat logo (znaki firmowe obu podmiotów są do siebie łudząco podobne). W przeciwnym razie miłośnicy doskonałego brzmienia stracą jednego z najbardziej twórczych orędowników zerojedynkowego standardu. Mój osobisty żal byłby tym większy, ze komplet Enlightement Drive /SX 128 DAC/ Analogue PSU jest niezbitym dowodem zwycięstw, jakie odnosi niestrudzony Walijczyk w walce z zagmatwaną materią cyfrowego zapisu.
Konstrukcja
Z zewnątrz procesor SX 128 prezentuje się tyleż elegancko, co niepozornie. Ścianki boczne i górna to jeden, zakrzywiony płat chromowanej blachy stalowej, mocowany do spodu obudowy czterema śrubami. Z tej samej blachy wykonano ściankę tylną; jedynie panel czołowy wymyka się blaszanej konwencji i połyskuje czernią akrylu. Umieszczono na mm sześć guziczków i aż dwanaście zielonych diodek, które sygnalizują wybór poszczególnych opcji. A tych jest niemało. Użytkownik może: odwrócić fazę sygnału w dziedzinie cyfrowej, wybrać jeden z dwóch filtrów cyfrowych — Yamaha YSF210 lub Pacific Microsonics PMD100 (popularny HDCD), ustawić poziom dithera, czyli szumu dodawanego do sygnału cyfrowego, którego zadaniem jest linearyzowanie pracy przetwornika przy niskich poziomach sygnału. W zależności od poziomu dithera (wybieranego w czterech krokach) zmienia się parametr odstępu sygnału od szumu. Im poziom jest wyższy, tym ten stosunek się zmniejsza. Podczas korzystania z dwóch ostatnich poziomów w głośnikach wysokotonowych pojawi się wyraźny szum. Nie należy się tym jednak zbytnio przejmować, ponieważ nawet producent zaleca korzystanie z dithera. Watts osobiście preferuje poziom trzeci, ale wybór pozostawia użytkownikowi procesora. Jego zdaniem ditherowane nagrania brzmią gładziej, a naprawdę małe sygnały nie tracą rozdzielczości. Trudno z tą tezą polemizować, szczególnie po doświadczeniu z SX 128, ale ci z Państwa, którzy jak dotąd nie mieli tej możliwości, mogą sięgnąć po drugi sampler firmy Chesky. Różnice będą znacznie mniejsze, ale jednak zauważalne.
Inną kwestią, co do której konstruktor również ma rację jest polemiczny stosunek do filtra PMD100. Watts zastosował go w swoim urządzeniu chyba tylko przez złośliwość. W urządzeniu dpa nie wytrzymuje on porównania ze stosunkowo mało znaną kością Yamahy. Dlatego też przez cały czas obcowania z SX 128 nie zdarzyło mi się słuchać żadnej płyty z włączonym chipem Pacific Microsomcs. Byłbym jednak bardzo ostrożny w formułowaniu daleko idących sądów. Być może konstruktor z sobie tylko znanych przyczyn dokonał w układzie „poprawek” skutecznie uniemożliwiających PMD100 działanie na najwyższych obrotach. Takie przypuszczenie można uznać za krzywdzące, ale nie bezsensowne. Na potrzeby spekulacji można przyjąć, ze PMD100 ze zwykłymi płytami działa kiepsko, chociaż skądinąd wiadomo, że wielu producentów stosuje go właśnie ze względu na jakość brzmienia tychże, algorytm HDCD przyjmując jako dobrodziejstwo inwentarza. Nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego płyty HDCD (Friday Night in San Francisco, Don’t Loock Back), które na innych urządzeniach grały świetnie, na SX 128 przy zastosowaniu teoretycznie optymalnego wariantu, a więc filtru Pacific Microsomcs, wypadały blado. Zęby było jeszcze ciekawiej poziom sygnału był niższy niż w przypadku normalnych płyt, chociaż przeważnie jest dwukrotnie wyższy. Nie chcę ferować kategorycznych wyroków, tym bardziej, że kwestia HDCD obchodzi mnie średnio. Powiem tylko, ze podczas wszystkich przesłuchań zdałem się na YSF210, który faktycznie w tym urządzeniu i, jak podejrzewam, w reszcie serii Reference działa o wiele lepiej.
Przyciski po lewej stronie pozwalają wybrać źródło sygnału cyfrowego (SX 128 ma aż osiem wejść – 4 optyczne i 4 elektryczne współosiowe), wyjście sygnału cyfrowego (optyczne i elektryczne) oraz włączyć lub wyłączyć deltran. Nazwą tą Robert Watts określa opracowaną w 1993 roku metodę eliminacji jittera. W największym skrócie chodzi o to, że podczas korzystania ze standardowego interfejsu S/PDIF sygnał zegara płynie do przetwornika razem z pozostałymi danymi. Podczas przesyłania powstaje jitter, a więc opóźnienia czasowe wynikające z różnych niedokładności transmisji. Rozwiązanie Wattsa polega na tym, że owszem odbiornik sygnału cyfrowego w przetworniku odbiera sygnał zegara, ale zbytnio się nim nie przejmuje. Zamiast tego oddzielnym przewodem płynie sygnał z głównego zegara przetwornika do transportu. Watts twierdzi, że to rozwiązanie pozwala zredukować jitter tam, gdzie jest on najbardziej szkodliwy, a więc w miejscu konwersji cyfrowo-analogowej. Być może dlatego zadanie czytania płyt powierzono bardzo taniemu napędowi Teaca. Moim zdaniem pięć tysięcy złotych za ten komponent to lekka przesada, ale z drugiej strony „w pakiecie” dostajemy wzorniczo dopasowaną obudowę i deltran, za który w przypadku montażu w innym napędzie, musielibyśmy zapłacić dwa tysiące.
Tylna ścianka SX128 robi wrażenie rządkiem wejść i wyjść cyfrowych (w tym dwa gniazda połączenia deltran, tak na wszelki wypadek). Oprócz nich zamontowano na niej gniazda wyjść analogowych – RCA i XLR. W tym miejscu aż się prosi mały przypis. Wydawać by się mogło, ze drugi z wymienionych typów gniazd ma zapewnić optymalną jakość transmisji. W końcu określenie Reference zobowiązuje, a jaka transmisja jest lepsza dla sygnału analogowego od w pełni symetrycznej? Nic bardziej błędnego. Owszem twórcy dpa wyposażają swoje urządzenia w gniazda zbalansowane (a i budowa konwertera wskazuje, ze symetryczne są w nim nie tylko gniazda), ale robią to głównie dla świętego spokoju, nie wierząc w dobroczynną moc XLR-ów. Uprzedzając nieco fakty wspomnę, że ten brak wiary ma całkiem ważkie następstwa. SX włączony w system za pomocą przewodów symetrycznych brzmiał co najmniej niezadowalająco. Dźwięk był jakby na granicy przesterowania, wyraźnie brakowało niskiego basu, a o miękkości i dynamice można było zapomnieć. Dopiero po zmianie kabli na RCA… ale o tym za moment.
Nietypowy sposób chłodzenia w transporcie i zasilaczu.
Największe wrażenie zrobił na mnie jednak widok wnętrza przetwornika. W stopniu analogowym aż się roi od dyskretnych elementów przytwierdzonych do płytki preferowaną przez projektanta techniką montażu powierzchniowego (SMD — surface mounted devices). Sygnał dociera tam na samym końcu. Wcześniej przechodzi z odbiornika do filtra cyfrowego (wspominane już PMD100 lub YSF210), jest nadpróbkowywany, odbywa się kształtowanie szumu (noise shaping), aż w końcu trafia w ramiona PAM-eli, czyli opracowanego przez Wattsa układu przetwornika cyfrowo-analogowego. Trochę mylący jest fakt, ze na płytce nie widać mikroprocesora PAM12K produkcji Merlin Semiconductors, który jest prezentowany w katalogu dpa, a prawdopodobnie był montowany we wcześniejszych konwerterach. Wszystko wskazuje jednak na to, że umieszczone obok siebie kości Actela stosowane są zamiast lub tez wymiennie z Merlinami. W każdym razie to właśnie one pełniły funkcje przetworników (po jednym na kanał) w recenzowanym przeze mnie egzemplarzu.
Jak wspomniałem we wstępie, dpa ma duże doświadczenie z produkowanymi przez Philipsa układami bitstream. Firma postanowiła wykorzystać wszystkie ich zalety (gładkość, naturalność, szczegółowość), a jednocześnie wyeliminować wady, z których największą było nie dość dobre przetwarzanie sygnałów o dużych częstotliwościach, a więc tonów wysokich. Jednak gdy doszło do realizacji założeń, żaden ze znanych producentów nie był w stanie spełnić stawianych przed nim wymagań. Wattsowi pozostało więc zaprojektowanie go samemu. I chyba mu się udało, bo w katalogu dpa możemy przeczytać następujące zdanie: „Pulse Array Modulation” ma wszystkie zalety przetworników bitstream i wielobitowych i żadnej z ich wad.” Każda próbka sygnału z płyty CD jest opisywana przez bardzo dużą, z pozoru nawet zbyt dużą, liczbę impulsów (w SX 512 zamiast standardowych 256 generowanych jest ponad 49000!). Jak twierdzi Watts, taki proces daje bardzo dobre rezultaty szczególnie w małej skali czasowej. Znacznie poprawia się definicja i różnorodność wysokich tonów, ale również jakość tonów średnich. Dzięki zastosowaniu procesora PAM można osiągnąć (w szczytowym modelu SX512) odstęp sygnału od szumu rzędu 114dB, podczas gdy nawet najlepsze konwertery bitstream nie uzyskują nawet teoretycznych 96dB przewidywanych przez 16-bitowy standard cyfrowy. Swoją drogą to ciekawe, ze znakomita większość projektantów i konstruktorów wymyśla różne cuda wszędzie, gdzie tylko się da, a okazuje się, że jakość samych przetworników pozostawia wiele do życzenia.
Nieprawdopodobne nagromadzenie elementów HDCD lub Y5F 21O
w stopniu wyjściowym.
Tak precyzyjny przetwornik wymaga bardzo stabilnego i czystego zasilania. Dlatego tez transformator i część układów zasilacza zamknięto w osobnej obudowie. Jest ona wąska i podczas pracy bardzo mocno się nagrzewa, dlatego ciepło odprowadzają otwory w dnie obudowy. Zasilanie układów elektronicznych odbywa się za pośrednictwem dostarczanego w komplecie przewodu. Jest na tyle długi, że bez trudu można postawić „Analogue PSU” daleko od przetwornika, w miejscu o dobrej wentylacji. Resztę układów stabilizujących napięcie zamontowano w samym konwerterze, ale najwidoczniej nie pracują one na tyle ciężko, aby zasłużyć na własny system wentylacyjny.
Konfiguracja systemu
Komplet urządzeń, które tylko ze względu na bezkompromisowe podejście twórców umieszczono w trzech oddzielnych obudowach odsłuchiwałem z włączoną synchronizacją deltran. Co prawda Watts uważa, ze Pamela jest odporna na jitter, w związku z czym deltran daje mniejsze korzyści, ale mimo to skorzystałem z dodatkowego połączenia, aby zapewnić urządzeniom i sobie maksymalny komfort pracy. Do transmisji cyfrowej wybrałem przewód AN-Vx. Spośród innych konkurentów właśnie on najbardziej przypadł mi do gustu, zarówno jeśli chodzi o barwę, jak i ogólnie pojęte zrównoważenie brzmienia. Sygnał z przetwornika przesyłany był do przedwzmacniacza Sonic Frontiers Line l, a następnie do monobloków DPAudio 383SE.
Zastosowałem sygnałowe kable Siltech 4-80S (do przedwzmacniacza) i Tara Labs Prism oraz dpa Black Shrik do monobloków. Kable głośnikowe to Groneberg Quattro Referenz, a kolumny Audio Physic Tempo. Korzystałem również z kondycjonera sieciowego Helion FS1800. Do zasilacza przetwornika prąd doprowadzała sieciówka Groneberg Quattro Referenz, a do transportu Transparent Audio. Każdy element stał na osobnej platformie z grubej sklejki lub granitu, izolowanej od drgań podłoża mosiężnymi kolcami.
Wrażenia odsłuchowe
Z urządzeniami dpa digital zetknąłem się zaraz po wprowadzeniu ich na polski rynek, ale powiem szczerze, że nie było to doświadczenie przyjemne. Reklamy w brytyjskiej prasie obiecujące „the truth, the truth and nothing but the truth” (prawdę, całą prawdę i tylko prawdę) jakoś dziwnie mi nie pasowały do anemicznego brzmienia wzmacniaczy i wyostrzonych dźwięków produkowanych przez najtańszy zintegrowany kompakt nazwany dumnie Renaissance. „Jeśli to ma być renesans, to ja zostaję w głębokim średniowieczu” pomyślałem wtedy i stwierdziłem, że na mnie Robert Watts nie zarobi ani pensa.
Minęło dużo czasu. O dpa zdążyłem prawie zapomnieć i gdyby mi ktoś powiedział, że właśnie tym dźwiękiem się zachwycę, raczej bym mu nie uwierzył. Aż tu nagle, podczas rutynowego obchodu wystawy w Sheratonie trafiłem na prezentację opisywanego dziś kompletu. Dpa dostarczał sygnał nowej integrze Krella, której zadaniem było zasilanie Proaców 3.8. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Genialna reprodukcja głosu. Ona pierwsza zwróciła moją uwagę. Niesamowite nasycenie szczegółami i ultraprecyzyjna obecność każdego, nawet najdrobniejszego detalu w strukturze rytmu. Nie bardzo rozumiałem, o co chodzi, nie znałem prezentowanej płyty, ale wiedziałem, że „system jest skonfigurowany optymalnie”. Z wrażenia usiadłem i nie zmieniłem te] pozycji przez następne pół godziny. Miałem uczucie, ze jakieś niewidzialne ręce nie pozwalają mi wstać i po prostu wyjść. Dodatkowym argumentem za pozostaniem była kolejna płyta. Znów nieznana, ale za to obfitująca w mój ulubiony podzakres, a mianowicie bas. Takiego rytmu i rozciągnięcia chciałbym słuchać zawsze. Moje zdumienie potęgowały okoliczności prezentacji. Przecież to tylko pomieszczenie wystawowe. Nie zaadaptowane akustycznie i teoretycznie uniemożliwiające pokazanie wszystkich zalet sprzętu. Co innego w warunkach domowych. Jestem przyzwyczajony do brzmienia swojego pokoju i w nim podobne efekty zdarzyło mi się osiągnąć niejednokrotnie. Ale żeby coś takiego na wystawie? Postanowiłem zbadać tę kwestię dogłębnie.
Jakiś czas później wzorcowy komplet dpa zajął honorowe miejsce w moim pokoju odsłuchowym. Jak to zwykle bywa przy okazji recenzji, szczególnie produktów z założenia hi-endowych, urządzenia dostały kilkanaście godzin na rozruch. Jeśli projektant spędził przy komputerze cztery lata, recenzent również powinien wykazać nieco dobrej woli i cierpliwości. Kiedy były już odpowiednio rozgrzane (w sensie jak najbardziej dosłownym obudowy zasilacza i przetwornika po włączeniu do sieci bardzo się nagrzewają i dlatego producent zaleca stawianie każdego komponentu na osobnej półce) przystąpiłem do odsłuchu.
Czy coś mnie zdziwiło? Nic a nic. Wszystkie spostrzeżenia z wystawy potwierdziły się… tyle, że ich intensywność uległa zwielokrotnieniu. Bardzo lubię sytuacje, mogę napisać, że dźwięk był olśniewający. Lubię tym bardziej, ze chociaż są one nad wyraz rzadkie, to jednak pozostają w pamięci i tworzą w umyśle coś, co można by nazwać idealnym punktem odniesienia. Zestaw Roberta Wattsa z pewnością przyczyni się w znacznej mierze do tworzenia mojego konceptualnego wzorca. Przesłuchania zacząłem od bluesa – John Lee Hooker „Chill out” i „Mr Lucky”. Moją uwagę od razu przykuło zachowanie dźwięku w dziedzinie czasu. Nagrania Hookera mają to do siebie, że choć wydają się monotonne czy nawet nudne, mają w sobie czad, którego wystarczyłoby na kilka dyskografii postpunkowych przebierańców typu Green Day. Jest w nich jakaś nieprawdopodobna magia, która nie pozwala czasem przeskoczyć do następnej ścieżki. Czy jednak jest ona immanentnym składnikiem tej muzyki, czy też trzeba umieć ją wydobyć? Chyba jednak to drugie, bo odtworzone z jamnika płyty starego mistrza nie brzmią już tak fantastycznie. SX 128 potrafił mnie oczarować. Uderzenia stopy były z pozoru powolne, a jednak zawsze zaprezentowane z dokładnością do tysięcznej części sekundy. Gitary w tle wybrzmiewały niby od niechcenia, a jednak nie mogło być mowy o najdrobniejszym naruszeniu ściśle określonej struktury. I wreszcie głosy – Hookera i Van Morrisona. Błyskawiczne narastanie poziomu. Wyraźna artykulacja. Żadnych niepotrzebnych syknięć ani chropowatości, które mogłyby zaniepokoić, opóźnić percepcję słuchacza choćby na mgnienie oka. Coś wspaniałego. Aha i jeszcze linia basu. Tę szczególnie dobrze słychać na „Don’t Look Back”. Bardzo mocna i pewna, nie ginęła w bardziej dynamicznych fragmentach, nadając im odpowiednią wielkość i potęgę. Trudno wymagać więcej. Timing zaprezentowany przez komplet dpa każe słuchać płyt niemal bez przerwy. Jedna się kończy, a wzrok już wędruje w kierunku następnej. Można zaniedbać obowiązki, nie obejrzeć filmów, na które jeszcze tydzień temu miałoby się ochotę, ale nie można nie słuchać muzyki. To lubię. I mógłbym na tym zakończyć, gdyby nie to, że zbyt szybko kończyć me wypada. Faktem jest natomiast, ze dla mnie zachowanie systemu w dziedzinie czasu i przestrzeni jest kwestią kluczową. Jeśli jednak nie zostanie spełniony warunek choćby względnej neutralności, dobry rytm i obszerna, a jednocześnie bardzo precyzyjnie wypełniona przestrzeń, z którą mamy do czynienia w przypadku SX 128 z przyległościami, mogą się okazać niewystarczające. Całe szczęście, w odniesieniu do dpa epitet „względna neutralność” śmiało można uznać za obrazę. Trudno byłoby bowiem znaleźć nawet za podobne pieniądze dźwięk tak wiernie odzwierciedlający naturalne brzmienie ludzkiego głosu i instrumentów, w szczególności zaś trąbki i smyczków. Ale o naturalności pisze się dużo, nawet w odniesieniu do tańszych urządzeń. Cóż więc niezwykłego ma do zaoferowania akurat ten zestaw? Odpowiem jednym słowem – rozdzielczość.
Dość często czytacie Państwo o nasyceniu składowymi, szczegółowości, ale bez większego ryzyka pomyłki mogę stwierdzić, ze drogie klocki dpa stanowią materialne urzeczywistnienie idei wzorcowej rozdzielczości. Używam w tym miejscu liczby mnogiej, ponieważ SX 128 stanowi dopiero początek serii Reference. Kiedy posłucham SX 256 i 512 będę mógł odpowiedzieć na pytanie, czy dalszy postęp jest możliwy, czy tez mówienie o nim należy uznać raczej za wypadkową czynników natury psychologicznej. Jak na razie 128-ka stanowi dla mnie punkt odniesienia w tej dziedzinie i trudno jest mi sobie wyobrazić, ze w najbliższym czasie jakieś urządzenie ten pogląd zreformuje.
Jeśli chodzi o wysokie tony, są one dokładnie takie, jak życzył sobie tego Robert Watts — doskonale zróżnicowane. Talerze na „Jacques Louissier Plays Bach” zabrzmiały prawdziwie. Każda blacha po swojemu — jedna bardziej dźwięcznie, inna matowo — ale różnice były nakreślone bardzo wyraźnie. Podobnie działo się na płytach „Quartet” Pat Metheny Group i „Rhythm Withm” Steve’a Turre. Całe stosy przeszkadzajek, których nazwy pamiętają chyba tylko perkusiści, nawet przez ułamek sekundy nie traciły własnego charakteru. Nie można było mówić o bałaganie czy niedostatkach selektywności, a przecież nagromadzenie tego typu instrumentów stawia przed sprzętem wysokie wymagania. Szczególnie, kiedy nagranie zostało zrealizowane z dużą dbałością o stronę techniczną. Ale nawet jeśli Państwa kolekcja składa się głównie z cyfrowych reedycji starych i nierzadko nienajlepiej brzmiących analogów, nie będziecie zawiedzeni. Lester Young czy Stan Getz z Oscar Peterson Trio zagrają z taką fantazją i energią, że nie będzie Warn nawet przeszkadzać delikatny szum ani monofoniczna realizacja. Nie będziecie mieli czasu na takie rozważania, bo ilość szczegółów wydobyta z tych wspaniałych nagrań nie pozostawi czasu na jakiekolwiek wątpliwości. Da Wam za to ogromną przyjemność z obcowania z jazzowym graniem na najwyższym poziomie. Bez wyostrzeń, zaburzeń równowagi i innych podobnych zjawisk tak często pojawiających się w przypadku korzystania ze zbyt jasnych, co wcale nie oznacza szczegółowych, źródeł. Za to ze świetną dynamiką, precyzją sekcji rytmicznej i pełnymi radości grania improwizacjami liderów. Naprawdę warto się skusić. Z równą przyjemnością będą słuchać dpa miłośnicy fortepianu. Ponadczasowa choć jednocześnie kontrowersyjna interpretacja „Wariacji Goldbergowskich” J.S. Bacha wykonana przez Glena Goulda zabrzmiała bardzo wiernie. Fortepian był, zgodnie zresztą z intencją artysty, jakby nieco stłumiony. Podobno genialny Kanadyjczyk grał nie na fortepianie, ale przeciw niemu, usiłując sprowadzić kolosa do poziomu klawesynu. Szczególnie partie lewej ręki zostały nieco wyszczuplone. Nie było w nich potęgi tego, dysponującego bardzo szeroką skalą dynamiki, instrumentu. O tym, że jest to „winą” nagrania, a nie odtwarzacza można się było szybko przekonać, zmieniając repertuar. Ahmad Jama! pokazuje pazury już od pierwszych chwil „Big Byrd” i nie oszczędza się aż do końca. Towarzyszące jego akrobatycznym popisom partie perkusji i kontrabasu dały dźwięk tak potężny, że oczyściły SX 128 z wszelkich podejrzeń. Z umysłem nie skażonym wątpliwościami posłuchałem jeszcze Horowitza grającego Mozarta, a później, dla kontrastu Joe Sample’a. Kontrastowanie barw, wykazywanie różnic brzmieniowych pomiędzy poszczególnymi nagraniami nie pozostawiało żadnych wątpliwości co do klasy urządzenia.
Z każdym nowym albumem dpa gra inaczej. Jakby nie wykazywał żadnych cech charakterystycznych, jakby nie miał żadnych preferencji. Gra nijak, w najlepszym z najlepszych rozumieniu tego słowa. Jeżeli wprowadza od siebie jakieś poprawki, to są one albo niemal zupełnie niesłyszalne, albo tak wplecione do odtwarzanej muzyki, ze nawet się ich nie domyślamy. Można więc uznać, że jego brzmienie jest bardzo prawdziwe i rzetelne. Wzorcowe… przynajmniej do czasu, kiedy posłuchamy jeszcze bardziej dopieszczonego źródła.
Konkluzja
Odkryłem przed Państwem sekret Pameli. Wydałem ją, zdradziłem. A jednak nie mam wyrzutów sumienia, powiem więcej – cieszę się, że tak się stało. Wielu z Was czekało przecież na ten moment. Od mego uzależniało swoje decyzje. Teraz już wiecie. A ona? Ona zrozumie, wybaczy, a z czasem zapomni. Jest przecież prawie doskonała
Transport Teaca umieszczono centralnie Gniazda deltranu, wśód nich i wyjścia w tym optyczne
Funkcjonalne zdalne sterowanie.
dpa SX 128 DAĆ
|
|
Dystrybucja
|
Audio Klan
|
Cena
|
18000zt
|
Rodzaj przetwornika
|
PAWI (jednobitowy z modulacją Pulse Array impulsowo – matrycową)
|
Pasmo przenoszenia
|
1Hz-20kHz+/-0,1dB
|
Zniekształcenia
|
<100dB
|
Sygnał /szum
|
zależy od poziomu dithera 83 – 1 0OdB
|
Wyjście analogowe
|
2,1V
|
Impedancja wyjściowa
|
3 omy
|
Wyjścia cyfrowe
|
opt/ coax
|
Wejścia cyfrowe
|
4Toslink + 4RCA
|
Wyjście słuchawkowe
|
brak
|
Wymiary (w x s x g)
|
7, 5x40x30 cm
|